Szukaj Pokaż menu
Witaj nieznajomy(a) zaloguj się lub dołącz do nas
…BO POWAGA ZABIJA POWOLI

Wielka księga zabaw traumatycznych CLXIX

38 550  
145   4  
Kliknij i zobacz więcej!Jeśli szukasz tu czegoś z czego można się pośmiać zrywając boki - zawiedziesz się. Natomiast jeśli trafiłeś tu szukając ludzi, którzy niemalże trafili do księgi Darwina - zapraszam. Dzisiejszym bohaterom w komplecie udało się przeżyć, choć były i złamania i zranienia...

Nie powtarzajmy tego! Nigdy! Osobom, których psychika nie jest wypaczona stanowczo odradzamy lekturę, pozostałych zapraszamy, im i tak jest wszystko jedno...

ZAKLEPAŁ SIĘ

Miałem wtedy jakieś 10 czy 11 lat. Spędzałem wakacje z rodzicami u babci na wsi. Pewnego dnia przyjechało wujostwo z dziećmi no i oczywiście zamiast siedzieć w domu zaczęliśmy wymyślać sobie zabawy. Na pierwszy ogień padła zabawa w chowanego. Pech chciał, że nie było dobrego miejsca na "domek" (i nie wiem co nas podkusiło) wybraliśmy piłę tarczową, a dokładniej stół od owej piły. Skryłem się w krzakach i czekałem na okazję by się "zaklepać". Kiedy takowa się nadarzyła wybiegłem najszybciej jak umiałem w kierunku "domku". Pech mnie jednak nie opuszczał i gdy miałem już go kilka kroków od siebie potknąłem się na niewielkiej górce, która znienacka ukazała się na mojej drodze.
Uderzyłem w kant stołu. Wynik spotkania to 3:0, a dokładniej rana na 2 palce jakieś 0,5cm od oka (bliznę mam oczywiście do teraz), zwichnięta prawa ręka oraz obite udo. Nigdy nie zapomnę reakcji rodziny na widok mnie wkraczającego do domu całego we krwi, można powiedzieć bezcenne.

by Dekar @

* * * * *

DODAŁ CEMENTU

Pierwsza z mych traumatycznych historii wydarzyła się gdy miałem może 6 lat. Z młodszym o 2 lata kolegą bawiliśmy się na placu budowy przed blokiem - to było nowe osiedle więc takich miejsc mieliśmy sporo. Na środku tego placu stał zbiornik na cement w kształcie odwróconego ołówka, wysokości może dwóch pięter. Zbiornik taki napełnia jakiś dźwig od góry, a od dołu zamykany jest potężną klapą, po otwarciu której wypada kilka ton cementu. No i jak to na budowie, budowaliśmy coś z piasku więc dodanie cementu wydawało się nam świetnym pomysłem. Kazałem młodszemu koledze nadstawić łopatkę... (tak, tak, małą żółtą łopatkę) i odkręciłem klapę. Nie muszę chyba opisywać, że zasypało nas prawie całych tak, że ledwo się wydostaliśmy. Byłem starszy, więc całą winą obarczono mnie. Lanie pamiętam do dziś.

ŁUK

Druga historia miała miejsce kilka lat później, w okresie fascynacji strzelaniem z łuku. Łuk miałem najlepszy na całym osiedlu, zrobiony przez mojego ojca "złotą rączkę" z jakiejś niesamowicie giętkiej, wyprofilowanej listewki. Do tego komplet drewnianych strzał z prawdziwymi lotkami z ptasich piór, naostrzonych przeze mnie po kryjomu. Strzały śmigały aż miło było popatrzeć... Do czasu gdy mierząc w zabawie do jednego z "przeciwników" strzała wyślizgnęła mi się z ręki i trafiła go w brzuch. Chłopak upadł na ziemię, a ja byłem pewien, że oto przypadkowo zabiłem człowieka. Spocony ze strachu, na nogach miękkich jak z waty podszedłem do niego i... Okazało się. że uratowała go gruuuba i szeroka gumka w majtkach. Wtedy się nie śmiałem.

SPRAWDZIŁ DOKŁADNIE

Mniej więcej w tym samym okresie na naszym osiedlu funkcjonował jeszcze ręczny magiel. Dla tych, którzy się z tym nie zetknęli to było to takie cudo do prasowania gdzie rzeczy (głównie chyba pościel) nawijało się na cienki walec, który następnie wkładało się pod wielką i ciężką prasę. Kręcąc korbą (to była moja działka) ta wielka prasa jeździła po tym walcu z nawiniętymi rzeczami i "walcowała" je. Oczywiście nie byłbym sobą gdybym nie musiał sprawdzić, jak ciężka jest ta prasa i gdy kręcił mój tata włożyłem tam rękę. Nigdy wcześniej ani nigdy później nie jechałem tak szybko samochodem jak wtedy na pogotowie. Okazało się, że kości są całe (nie wiem jakim cudem) ale w kilku miejscach pękła mi skóra i wisiało mięcho, które lekarz po prostu odciął nożyczkami. Blizna została mi tylko na małym palcu.

INŻYNIERSKI DRYG

Na koniec jeszcze historia o początkach moich "inżynierskich" zainteresowań. U znajomego, który wyjechał na zachód, w zagraconej piwnicy znalazłem starą maszynę do liczenia - taki kilkudziesięcioletni kalkulator na prąd wielkości walizki. To coś było oczywiście zepsute, więc postanowiłem to naprawić. Kabel zasilania był urwany, ale od czego jest inżynierski dryg! Dwa kable z jednej strony do gniazdka i... Chcąc się upewnić, że na pewno jest prąd dotknąłem końcówką ręki. W domu wybiło korki, a mama nie chciała mi uwierzyć, że ja nic o tym nie wiem. Od tego czasu prąd oglądam z daleka.

by Wojciechk @

* * * * *

ZACZĄŁ WCZEŚNIE

Mając może 2-3 latka, chodziłem radośnie po mieszkanku. Niestety moje umiejętności nie były jeszcze powalające, więc o coś się potknąłem. Pech chciał, że akurat niedaleko stał regał. Upadając, zahaczyłem o jeden z rogów regału. Efektem było oderwanie się jednego płatka nosa od twarzy.

BUMERANG

Jako przedszkolak również miałem ładną przygodę. Mianowicie w ciepłe, letnie popołudnie wyszliśmy z kolegą z bloku na podwórze. Kumpel dostał od rodziców bumerang, chciał się pochwalić jak ślicznie wraca. No więc rzucił, ja patrzę, no faktycznie, ładny łuk, wraca prawie w to samo miejsce! Wrócił idealnie, trafił w moją prawą powiekę. A teraz myślę sobie, jakim trzeba być debilem, żeby tak gapić się, jak całkiem ostry kawałek plastiku leci prosto w twarz. I nic z tym nie zrobić.

WALKA NA MIECZE

Będąc już nieco starszym postanowiliśmy z kuzynem zrobić bitwę na miecze. Jako, że na terenie działki był lasek, za miecze posłużyły kijki. Po rozpoczęciu walki szybko okazało się, że kuzyn jest jednak lepszy - dostałem w oko tak, że miałem wyraźną rysę na gałce, lekarz powiedział, że właściwie nie wie czemu mi to oko nie wypłynęło.

NIE CHCIAŁ PRZESZKODZIĆ PSU

Na wymienionej już wcześniej działce stał dom, typowy, betonowy kloc. Wejście do niego było na pierwszym piętrze, a schody równie betonowe i twarde, co ściany budynku. Chcąc pobawić się w ogrodzie, udałem się na zewnątrz. Okazało się jednak, że na szczycie wąskich schodów usadowił się mój pies (wilczur), który smacznie śpi. Będąc dobrym chłopcem nie chciałem go budzić, postanowiłem więc przeskoczyć. Hop! I ku mojemu zdziwieniu, skok był za krótki, potknąłem się o psa. Wszedłem po schodach do domu, matka krzyknęła. Nic takiego, kilka dni chodziłem w bandażach. Od tamtej pory raczej nie skaczę nad czymś na schodach.

KTOŚ ZAWOŁAŁ

Na tym nie koniec, w piątej klasie podstawówki, więc mając 11 lat, przyszła kolej na WF. Przebraliśmy się, rozgrzewka, biegamy dookoła boiska do siatki. W pewnym momencie wydawało mi się, że ktoś mnie woła, odwróciłem się zatem, by odpowiedzieć. Jednak jako dobry chłopiec nie chciałem opóźniać rozgrzewki, nie zatrzymałem się więc, lecz biegłem nie patrząc za bardzo gdzie. Kiedy nie doczekałem się odpowiedzi i odwróciłem się z powrotem, wyrósł mi tuż przed twarzą słup. Taki zielony, metalowy słup do zaczepienia siatki, przytwierdzony na stałe do betonu. Właściwie nie bolało tak bardzo, mimo to do tej pory mam blizny po szwach na górnej wardze

NA SKRÓTY

Brat mój również miewał dziwne przygody. Co weekend grał sobie z kumplami w nogę, więc i w ten weekend się wybierał. Najszybciej było jechać przez las, rowerem. Braciak mój ukochany, jadąc na meczyk, zahaczył o gałąź wystającą na drogę. Obtarcie, pojechał dalej. Kiedy wrócił do domu, okazało się, że przejechał na rowerze kilka ładnych kilometrów i zagrał cały mecz z kawałkiem gałęzi w udzie. Ostatni kawałek "wylazł" z uda po kilku latach. Co zabawne, pierwsze słowa które wypowiedziała moja rodzicielka na widok swego syna, brzmiały "No nie, nowiutkie spodnie!"

by Maciek @

* * * * *

ODGRYZŁA SIĘ

Jako rezolutna, niezbyt duża 3-latka (w tym wieku wyglądałam jak 1.5 roczne dziecko), beztrosko bawiłam się na placu zabaw (znajdował się on obok jakiegoś basenu). Główną atrakcją na tym placyku była zjeżdżalnia. Wszystkie dzieci kulturalnie czekały w kolejce. Prawie wszystkie, kiedy nadchodziła moja kolej na zjeżdżanie, jakiś wielki chłopak wepchnął się przede mnie. Urządziłam ryk a raczej nawet małą histerię. Moja rodzicielka postanowiła dlatego usunąć mnie chwilowo z placu zabaw. Kiedy już się uspokoiłam beztrosko pobiegłam znowu się bawić. I po raz kolejny stanęłam w kolejce na zjeżdżalnie. Kiedy tak sobie stałam, oczom mym ukazał się znajomy widok... Przede mną stał właśnie on, ten który pozbawił mnie możliwości zjeżdżania, ten który się wepchnął! No to ja, długo nie myśląc i chcąc się na nim zemścić, bo zawistny ze mnie był potworek, postanowiłam ugryźć go w jego szanowny zad (tak, niestety moja głowa znajdowała się na wysokości jego tyłka). Wrzask kolesia i mina wszystkich dookoła bezcenna. Chłopak w ogóle nie wiedział co się dzieje, ale za swoje dostał. Już więcej nikomu do kolejki się nie wepchnie!

by Bombelkowa

Traumatycy i wszyscy inni przeżywające mrożące krew w żyłach przygody! To seria o Was i dla Was! Klikaj w ten linek i pisz! Opisz naprawdę traumatyczną historię, która zagości na stronie głównej i którą przeczytają tysiące ludzi! W tytule maila wpisz WKZT, to mi bardzo ułatwi zbieranie opowiadań.

UWAGA! Znaczek @ występuje przy nickach osób, które nie założyły sobie (jeszcze) konta na najlepszej stronie z humorem na świecie!

Oglądany: 38550x | Komentarzy: 4 | Okejek: 145 osób

Dobra, dobra. Chwila. Chcesz sobie skomentować lub ocenić komentujących?

Zaloguj się lub zarejestruj jako nieustraszony bojownik walczący z powagą
Najpotworniejsze ostatnio
Najnowsze artykuły

27.04

26.04

Starsze historie

Sprawdź swoją wiedzę!
Jak to drzewiej bywało