Znaczy w Bułgarii jest pięknie, tanio i cudownie. Żeby nie było. Park Arkadia pod Łowiczem też jest piękny i cudowny. Ale w gruncie rzeczy to jednak ruina. Niestety podobnie jest z Bułgarią. Co z tego, że tu i tam jest wyremontowane skoro kraj się wyludnia? Pamiętacie zdjęcia z ubiegłego roku z półwyspu Kaliakra? Pięknie tam, bez dwóch zdań. Tylko co z tego, skoro z pobliskiego (ile tam jest, może dziesięć kilometrów, max 15) miasta nie można się tam dostać autobusem? A łańcuch aut zaparkowanych wzdłuż drogi ma ze trzy kilometry, bo parkingu jest na dwadzieścia samochodów?
Piękną i wykwintną tę Bułgarię pokazały, szkoda że na przedmieściach urokliwego Sozopola emeryci grzebią w śmietnikach, bo miesięcznie mają od państwa ze 120 euro.
Co z tego, że Sofia kupiła nowe pociągi do obsługi linii podmiejskich, skoro już na pierwszym przejeździe gnoje z dzielnic romskich obrzuciły składy kamieniami i powybijały szyby.
Można by tak długo.
Zabrałbym te influencerki w naprawdę przepiękne miejsca w Bułgarii, takie, że można piać z zachwytu. Jednocześnie zaopatrzyłbym je w worki i rękawiczki jednorazowe, żeby pomogły zbierać śmieci.
Zakochać się w Bułgarii jest łatwo. To jest bezsporne. Ale kochać ją, tak naprawdę i mocno, to już jest zadanie trudne. A nawet bardzo. Znacznie trudniejsze niż robienie sobie fotek przez 50 godzin i podziwianie pań ubranych w stroje tradycyjne w dolinie róż.
Ale kocha człowiek tę Bułgarię, bo co ma zrobić?
Szok, na litr olejku różanego potrzeba czterech ton płatków. To niech sobie teraz mądra pani uświadomi ile to jest roboty. A zbierać trzeba ręcznie, maszynami się nie da.
Na przełomie wieków, jak NATO bombardowało Serbię, krążył taki dowcip.
Dwóch pilotów F-16 na bałkańskim niebie. Obniżają pułap przed odpaleniem pocisków. Jeden z pilotów spogląda przez okno i wywołuje pilota drugiej maszyny.
- Ty, tutaj już chyba bombardowaliśmy.
- Sprawdzę koordynaty. Moment. A nie czekaj, to jest Sofia, tu tak jest. Za daleko polecieliśmy.