Wrzucę wam zajawkę piątej części
Dotychczas przyszli tylko raz. Spuścili łomot i poszli. Niezbyt ciężki, raczej taki dla podkreślenia powagi sytuacji, niż żeby rzeczywiście zrobić mi krzywdę. Napawało to lekkim optymizmem, aczkolwiek umiarkowanym. Wciąż przecież byliśmy w jakiejś norze, Bóg raczy wiedzieć gdzie. Tyczka zarobił troszkę mocniej. A to dlatego, że po pierwszym ciosie zaczął się histerycznie śmiać. Drab musiał odebrać to jako potwarz, więc następne kilka uderzeń było już lepszej jakości.
- I z czego, durniu, rżałeś?
Tyczka splunął.
- A bo bił jak baba. To co się miałem ni śmiać.
Czyli tak jak przypuszczałem.
Priorytetem było wyswobodzenie się z więzów. Potem wydostanie się z tej klitki i no i jakiś mały odwet na osiłkach też by się przydał. Nie chciałem rozlewu krwi, ale już lekkie rozbryzgi czy jakieś drobne wylewy wewnętrzne były jak najbardziej w planach.
- Tyczka.
- Nu?
- Mocno jesteś przywiązany?
- Tak jakby na amen.
To kiepsko, pomyślałem. Moje sznurki też były założone dosyć porządnie. Raczej nie fuszera. Ale może jakby krzesło połamać? Tylko pewno po pierwszych podejrzanych odgłosach, kloce mięśni zlecą się tutaj jak muchy do gówna. No nic, bierne czekanie nie zmieniało w żaden sensowny sposób naszego położenia.
- Pomysł mam – oznajmiłem towarzyszowi niedoli.
- Nu, mów.
- Krzesło rozwalę, to liny się poluzują. A jak się poluzują, to się z nich wyplączę.
- Nu, podoba mi si ten pomysł. Tylko dwie takie drobne sprawy.
- Jakie?
- Jak tu weszli, to najpierw obili ciebi. Ja sobi wszystko obejrzałem jak drzwi uchyleni byli i trochę światła wpadało.
- No i?
- Pewni wiesz, ale masz też przywiązane nogi. O nic nie przypierdolisz, co najwyżej si przewrócisz i nic z tego ni będzi.
- Jak już będę leżał, to coś wymyślę.
- Aha, ale jeszcze ta druga drobna sprawa.
- No mówże, do ciężkiej cholery.
- Stołki metalowe. Ni chuj ni połamiesz.
Nie wyczułem tego przez prochowiec. Kurwa, to faktycznie krzyżowało mój plan.
- Ale spokojni tam pod kapeluszem. Jak mówiłem, obejrzałem sobi wszystko.
- I co takiego zobaczyłeś? – Wiedział, że mnie wkurza takimi niedopowiedzeniami. Lubił to, skubaniec jeden.
- Ano zobaczyłem, że jestem pod samą ścianą. I że szpachlą jebnięte byle jak. I że ściany chropowate jak jasna cholera. To ja tak sobi podsunął się do ściany i po cichu pocieram tymi jebanymi sznurkami, jeden już prawie puścił.
- Tyczka, jesteś geniuszem.
- Ni geniuszem, tylko z Moniek jestem. Dużo widział, sporo wie choć szkoły ni ma.
- Szkoła to nam teraz nie jest potrzebna. Działaj – zakomenderowałem. Chociaż chłopak i tak dobrze wiedział co robić.
Nieokreślony, bo po ciemku trudno się zorientować, czas później byliśmy wolni. No, przynajmniej nie byliśmy związani.