:tztesla, ten drugi prezent spoko, ten pierwszy mnie nieco zdziwił
Paulka, to fajnie, że nie trzeba jachtu kupować, ja młodej mojego brata jakiś wisiorek nabyłem ale nie pamiętam co to dokładnie było
Powiem Wam, że kończy się pewna epoka. Od nowego roku szkolnego moja osobista mama przechodzi na 100% emerytury i nie będzie więcej nauczać. I z jednej strony totalnie to rozumiem, bo zdrowie, stres, kolejne reformy, które robią ku@wę z edukacji... Odechciewa się wszystkiego. Ale to taki pedagog, przez cholernie duże P. No po prostu szkoda, że kolejni młodzi ludzie na nią nie trafią. Kiedyś czekaliśmy w kolejce do wejścia na koncert Kultu w Stodole, sączymy grzecznie browarki, a tu przytacza się jakiś nawalony jegomość i mnie zapytuje, czy dobrze mu się wydaje, że jestem synem pani profesor P. No to mówię, zgodnie z prawdą, że tak i owszem, a co w związku z tym?
- A nic, ale nikt nigdy tak dużo ode mnie nie wymagał, i nigdy nikomu nie byłem tak wdzięczny z tego tytułu.
I poszedł narąbany w siną dal
Innym razem, gdzieś na początku 90tych, mama miała w wychowawczej punka. Włosy na sztorc, agrafka w nosie, wywinięte nogawki, klasyk. Któregoś razu, kilka minut przed końcem zajęć otworzyły się drzwi klasy i pojawiła się, jak to opisała mama, "twarz chyba dziewczyny, z takim czupiradłem na głowie, że mnie zamurowało". Brudek, który miał na pieńku chyba z każdym nauczycielem w szkole, wstał i tak prawi do mojej mamy:
- Szanowna pani profesor, z ogromną chęcią chciałbym doczekać końca lekcji, jednak pojawiła się moja wybranka, a ja nie mogę pozwolić damie czekać. Tak że za pani zgodą chciałbym opuścić lekcję te kilka minut wcześniej.
Mama nie miała wyjścia i się zgodziła. A typek zanim wyszedł, podszedł do mamy, ujął jej dłoń i szarmancko ucałował
true story, znam to z kilku źródeł
Gdzieś na początku swojej przygody z edukacją mama miała spięcie ze służbami bezpieczeństwa. Jakaś gnida szepnęła tu i ówdzie, że mama ma czelność uczyć o Katyniu (mówimy o wczesnych 80tych). No to służby wysłały dwóch smutnych panów w prochowcach na "wizytację". Akurat jak była lekcja o Katyniu. Mama prowadzi lekcję, opowiada uczniom jak to było w Kozielsku, Ostaszkowie, lesie katyńskim, rozkazie Stalina i tak dalej. Mendy wchodzą jej w słowo i "że to nie tak, że to naziści, a nie Rosjanie" i w ten deseń. Mama wkurwiła się porządnie (jej ojciec, mój dziadek, przeszedł piekło badań NKWD) i... wyjebała ich z hukiem z klasy, porządnie opierdalając za zakłamywanie historii i w ogóle co oni sobie myślą, że jej się wpieprzają w kompetencje
Po lekcji od razu została wezwana do dyrektora. Godząc się z myślą, że być może tu właśnie kończy się jej historia z nauczaniem historii, poszła... A dyro czekał na młodą pedagog z dwoma kieliszkami koniaku
- Pani L. ja wszystko rozumiem, ale następnym razem niech pani SB traktuje nieco delikatniej, bo mnie z roboty wywalą
Parę lat temu, jak zaczęły się jazdy z przemalowywaniem podręczników historii, na przykład wycięciem Wałęsy, zapytałem mamę co sądzi o tych nowych książkach.
- Jak to co? Przestałam gówna używać, żeby sobie rąk nie brudzić. Umiem uczyć.
https://www.youtube.com/watch?v=oNPYqvogXr4