Szukaj Pokaż menu
Witaj nieznajomy(a) zaloguj się lub dołącz do nas
…NIECODZIENNIK SATYRYCZNO-PROWOKUJĄCY

Patriarchat upada! - kilka sytuacji, w których feministkom udało się wprowadzić w życie całkiem idiotyczne postulaty

71 553  
198   105  
Nie zrozumiem. Naprawdę bardzo się staram, ale chwilami nie jestem w stanie pojąć logiki stojącej za niektórymi feministycznymi trendami. Pozwólcie, że opowiem wam o pewnych dziwnych postulatach, które feministki usiłowały „przepchnąć”. Czasem, niestety, skutecznie.

Likwidacja klubów ze striptizem

Granica tolerancji. Zaczyna się w miejscu, w którym ktoś zaczyna wpierdzielać mi się z butami w życie. Jeśli więc mój sąsiad lubi, gdy jego żona dryluje mu tyłek straponem – to jego sprawa. Jeśli wpierdziela pizzę hawajską – smacznego! Jeśli moja kumpela jest striptizerką – trzymam kciuki za rozwój jej kariery! To się właśnie nazywa wolność. Robimy to, co chcemy i nie zatruwamy życia innym.
Mam wrażenie, że feministki trochę nie rozumieją tego pojęcia i chwilami zachowują się dokładnie w taki sam sposób, jak rządy krajów notorycznie łamiące prawa człowieka. W 2010 roku islandzkim feministkom udało się wywalczyć zamknięcie 13 z 15 istniejących tam klubów ze striptizem. Ciul z tym, że w miejscach tych pracowały kobiety, które w ten sposób zarabiały na życie. Co z tego, że robiły to dobrowolnie, mając do wyboru setki innych karier zawodowych? Nie wolno im i już! Precz z patriarchatem i seksualnym uprzedmiotowieniem cycków!
Cóż, w Arabii Saudyjskiej również nie zobaczymy striptizu, a za kontakty homoseksualne zwykło się upierdzielać ludziom głowy.



Swoją drogą, Islandia to najbardziej feministyczne miejsce na świecie. To jedyny kraj na świecie, w którym pozamykano strip-kluby z innych powodów niż kwestie religijne. Równocześnie wojujące panie wywalczyły też zapis w prawie zabraniający na przykład prowadzenia knajp, w których kelnerki paradują topless.

Koniec z pokazywaniem ciała w konkursach piękności

Podobnie sytuacja wygląda w Stanach Zjednoczonych, gdzie szefowa Miss America Organization zdecydowała, że od tego roku w wyborach najpiękniejszej obywatelki USA nie uświadczymy prezentacji kandydatek odzianych w bikini. Zamiast tego dziewczyny opowiedzą o swoich życiowych sukcesach i planach na przyszłość. Tak jest – w konkursie piękności nie będzie można piękności eksponować, mimo że kandydatki przez długie miesiące szykują się do tego występu, rzeźbiąc swoje ciała i poddając się niezliczonym zabiegom kosmetycznym, aby wyglądać jak najatrakcyjniej.



To trochę tak, jakby na zawodach kulturystycznych odziać facetów w luźne portki oraz zapinane pod szyję kufajki. Zamiast eksponować mięśnie trójgłowe łydek, niech napiszą rozprawkę na temat emisji gazów cieplarnianych przez trzodę chlewną.
Czemu w imię walki z uprzedmiotowieniem kobiet im samym zabiera się wolność i każe robić to, na co one same nie mają ochoty? Gdyby ktoś zajrzał mi do talerza i wyrywając mi go, kategorycznie zabronił jeść sajgonek z racji na szkodliwą dla mojego zdrowia zbyt dużą zawartość glutaminianu sodu, to chyba bym takiego delikwenta utopił w gotującej się fryturze.
Warto jeszcze tu dodać, że wybory Miss USA mają swoje korzenie w promowaniu kobiecych sylwetek, na których idealnie prezentowały się kostiumy kąpielowe. Pierwsze takie konkursy odbywały się na plażach Atlantic City!

Zakaz używania kondomów

Jeśli uważacie, że te wszystkie absurdy to efekt działania podduszonych pępowiną za młodu współczesnych feministek, którym od dobrobytu w głowach się poprzewracało, to jesteście w błędzie.
Pod koniec XIX wieku, gdy na rynku pojawił się jeden z najskuteczniejszych, nieinwazyjnych środków antykoncepcyjnych, czyli prezerwatywa, aż 30 amerykańskich stanów zabroniło jego sprzedaży! To efekt protestów ze strony obrońców moralności, którzy głosili, że seks powinien służyć tylko i wyłącznie prokreacji.



W tym tłumie rozwrzeszczanych przeciwników takiego zabezpieczenia przed niechcianą ciążą znalazło się sporo feministek! Co one tam robiły? Ano piekliły się, że kondom jest symbolem patriarchatu. Nie chciały antykoncepcji, której stosowanie zależne jest od decyzji mężczyzny. Równocześnie inne sufrażystki uważały prezerwatywę za stworzone przez facetów narzędzie ułatwiające im pozbawione konsekwencji zdradzanie swych żon.

Zakaz seksu? (to na szczęście nie przeszło...)


Wiele grup feministycznych walczy z pornografią uważając filmy z bzykającymi się parami za materiały instruktażowe służące facetom do zadawania cierpienia swym partnerkom. Czy jednak słyszeliście kiedyś o próbach zakazania seksu w ogóle? Krucjatę przeciw tej naturalnej czynności przeprowadziła Andrea Dworkin – amerykańska ekstremistka i jedna z najważniejszych postaci współczesnego feminizmu. W latach 80. napisała książkę, w której twierdziła, że „każdy heteroseksualny stosunek jest gwałtem”. Autorka uważała, że „seks jest czystym i jałowym wyrazem męskiej pogardy wobec kobiet”.



Żeby tego było mało, pani Dworkin z jednej strony głosiła, że płciowe obcowanie między dwojgiem partnerów jest czynem ohydnym, a z drugiej zaś strony uważała, że stosunki kazirodcze są w porządku i że najwyższy czas zdjąć z nich tabu. A co z prokreacją i dziećmi? Cóż – tu pani Andrea również miała dość rewolucyjne przemyślenia. Według niej każdy nowo narodzony syn to zdrajca, gwałciciel i tyran, który w przyszłości będzie uciskać kobiety.
Dworkin była lesbijką, ale żyła w związku z homoseksualnym aktywistą feministycznym. Dzieci nie posiadała. Może to i dobrze…

Batalia przeciw huraganom!

A co może feministkom przeszkadzać w cyklonach tropikalnych? No, pomyślcie. Jak bardzo trzeba by kombinować, aby znaleźć w tym zjawisku atmosferycznym jakieś oznaki męskiej hegemonii? A jednak można, szczególnie jak ktoś posiada sporo wolnego czasu i dość bujną wyobraźnię.



To teraz trzymajcie się mocno. Roxcy Bolton – słynna amerykańska feministka o niepodważalnie dużych zasługach w walce o prawa kobiet – zagalopowała się nieco i pod koniec lat 70. rozpoczęła batalię z huraganami. W jej opinii słowo „hurricane” brzmi trochę jak „her-icane”, co sugerowałoby, że niebezpieczne zjawisko pogodowe jest rodzaju żeńskiego, a co za tym idzie – szkody przez nie wyrządzone utożsamiane są z paniami. A przecież kobiety wcale nie doprowadzają do katastrof, nie odbierają ludziom życia, nie niszczą komórek społecznych, a ich działania nie mają długiego i tragicznego efektu. W związku z tym Roxcy Bolton zaproponowała, aby odtąd huragany nazywać mianem „him-icane”.
Czy starania pani Bolton miały jakiś skutek? Tak. Może i nie udało się jej wpłynąć na wprowadzenie do słowników nowego rzeczownika, ale sukcesem zakończyła się inna kampania. Otóż huragany zwyczajowo nazywano imionami żeńskimi. To stara, marynarska tradycja, która kontynuowana była także i przez meteorologów, którzy zazwyczaj nadawali huraganom nazwy na cześć swoich żon i córek. Kampania Roxcy Bolton sprawiła, że od 1979 roku cyklony noszą zarówno żeńskie, jak i męskie imiona.

Źródła: 1, 2, 3, 4, 5
33

Oglądany: 71553x | Komentarzy: 105 | Okejek: 198 osób

Dobra, dobra. Chwila. Chcesz sobie skomentować lub ocenić komentujących?

Zaloguj się lub zarejestruj jako nieustraszony bojownik walczący z powagą
Najpotworniejsze ostatnio
Najnowsze artykuły

18.04

17.04

Starsze historie

Sprawdź swoją wiedzę!
Jak to drzewiej bywało