Jak wyrazić swoją opinię o książce, która ci się spodobała, tak, aby zachęcić innych do jej przeczytania? Wystarczy, że napiszesz od serca w czym ci się przydała. Tak zrobił pewien niedoszły car Rosji, który postanowił napisać swoją krótką recenzję na Amazonie...
Żaden z dzisiejszych bohaterów nie został wprawdzie nominowany do Nagrody Darwina, gdyż wszyscy jeszcze żyją, ale tkwiące w nich pokłady głupoty dobrze im rokują na przyszłość.
#1. Do czego prowadzą marzenia...
Luty, 2010. Moskwa, Rosja Dwaj koledzy postanowili obrabować salon z telefonami komórkowymi. Plan był prosty do bólu - weszli, poprosili, by im pokazać najdroższe modele, a kiedy młoda sprzedawczyni wyjęła z gabloty kilka nowości, jeden ze złodziei chyłkiem pokazał jej pistolet. Przyłożył palec do ust nakazując milczenie i po cichu zmył się z miejsca przestępstwa zabierając ze sobą kilka telefonów.
Tymczasem jego tępawy 25-letni wspólnik rozmarzył się i z otwartymi ustami studiował z podziwem gadżety w gablotach. Kompletnie zapomniał, po co tu przyszedł i nie zauważył, że jego 31-letni kolega zbiegł z łupem. Sprzedawcy nie przeszkadzali idiocie w marzeniach, jedynie wyszli z salonu, zamykając rabusia wewnątrz. Gdy przybyli milicjanci, głupek przestał walić w szybę i wsypał wspólnika. Siedzą obaj.
#2. Five o'clock?
Marzec, 2010. Pietrozawodsk Dwaj złodzieje włamali się do domu emerytki. Rozejrzeli się po pokojach i doszli do wniosku, że nie ma co kraść. Staruszka żyła biednie. Ale jako że z pustymi rękami wychodzić nie wypada, postanowili wynieść stary telewizor. Odeszli niedaleko, gdy przypomnieli sobie, że nie wzięli pilota od telewizora. Wrócili i zadzwonili do drzwi. Staruszka, otworzywszy drzwi i zobaczywszy na progu włamywaczy, uśmiechnęła się i zaprosiła do domu: – Zachodźcie, chłopcy! Może herbatki się napijecie?! Zaparzyłam herbatę, a i trochę wódeczki się znajdzie... «A czemu by nie wypić herbaty?» – pomyśleli złodzieje i usiedli za stołem. Gdy delektowali się herbatką, podjechali milicjanci, których staruszka wezwała od razu po wyniesieniu telewizora.
#3. Amatorski photoshop.
Milicjanci zatrzymali podejrzanego mężczyznę i zażądali okazania dokumentów. Ten wyciągnął z kieszeni czerwoną legitymację pracownika rosyjskiego MSW. Funkcjonariusze otworzyli dokumenty i ledwo powstrzymali się od śmiechu. Jak się okazało, zatrzymany mężczyzna wcześniej napadł na kobietę i ukradł jej torebkę. Zdobyczą złodzieja stały się nie tylko komórka i portfel, ale i legitymacja pracownicy milicji. Złodziej postanowił przerobić sobie legitymację wycinając ze zdjęcia twarz kobiety i wklejając własną. Kompletnie nie przeszkadzało mu, że dane w dokumentach dotyczą kobiety, oraz że na zdjęciu pod szyją została mu kokarda. Pisaliśmy o nim tutaj.
#4. Śnieżna pułapka.
Kwiecień, 2010. Republika Czuwaska. Trzech kumpli postanowiło okraść dziewczynę. Proste, prawda? Ich trzech - ona jedna. Tym bardziej, że byli silniejsi i działali z zaskoczenia. Podbiegli do niej od tyłu, mocno popchnęli, wyrwali torbę i uciekli. A dokładnie uciekli w kierunku wąwozu. Ich oczom ukazało się śnieżnobiałe zbocze, gdzie jeszcze nie było widać żadnych śladów stóp po ostatnich opadach śniegu. – Skaczemy? – spytał jeden z nich. – Skaczemy! – odparli wspólnicy. I skoczyli! Milicjanci wspominają ze śmiechem obraz, który ukazał się ich oczom, gdy przybyli na miejsce zdarzenia. Trzej złodzieje skutecznie ugrzęźli w zaspie śniegu. Próbowali brnąć przez zaspę, by wydostać się z pułapki śnieżnej - nic im z tego nie wychodziło. A ze śnieżnej pułapki przestępcy od razu trafili do kolejnej - do aresztu.
#5. «Polaroid» złapał złodziei.
Wuktył, Republika Komi Ta historia miała miejsce w końcu lat 80. Dwaj koledzy postanowili okraść miejscowy sklep. Tuż przed zamknięciem ukryli się w sklepie i czekali, aż wszyscy pracownicy pójdą do domów. Na początek dobrze sobie popili i jeszcze lepiej zakąsili, gdyż ani jedzenia, ani picia w sklepie nie brakowało. Potem rozejrzeli się po sklepie i ich uwagę przykuł aparat "Polaroid". Włamywacze chwycili aparat i zaczęli robić sobie zdjęcia. Jakież było ich rozczarowanie, gdy zamiast kozackich zdjęć otrzymywali "prześwietlone", jak im się zdawało, zdjęcia. – Złom! – doszedł do wniosku jeden ze złodziei i rzucił w kąt sklepu aparat razem z wybrakowanymi zdjęciami. Napakowali pełne torby wódki, zakąski i gumy do żucia i zmyli się ze sklepu. Gdy następnego dnia milicjanci obejrzeli "wybrakowane" zdjęcia, na których pojawiły się twarze złodziei, bez trudu ich rozpoznali – miasteczko nie jest duże.
#6. Uwaga! Wk#rwiony pies.
Kwiecień, 2010. Obwód irkucki. 36-letniego idiotę z Irkucka przywieziono późną nocą na oddział chirurgiczny z odgryzioną częścią męskiego przyrodzenia. Był w nieciekawym stanie: zwijał się z bólu i nie mógł udzielić wyjaśnień, co się właściwie stało. Ale i po operacji, w trakcie której udało się przyszyć oderwaną część penisa, nasz bohater nie był skory do odkrycia kart. Wtedy lekarze przedstawili mu fakty: sądząc z charakteru odniesionych ran, część penisa została oderwana zębami jakiegoś zwierzęcia z dużymi kłami, a na odgryzionym kawałku znaleziono ślady ludzkiej spermy. Pod ciężarem niepodważalnych faktów pacjent zaczął mówić. Jak się okazało, wiódł kawalerski tryb życia, a potrzeby seksualne załatwiał z pomocą swego psa - 4-letniego dobermana. Psu taka sytuacja nie bardzo odpowiadała i w końcu postanowił dać temu wyraz, dokładnie w trakcie orgazmu swego pana. Teraz idiotę czeka wielomiesięczna rehabilitacja, a o seksie w jakiejkolwiek formie może zapomnieć na długo.
#7. Nadziana babka.
Kwiecień, 2010. Białoruś. 60-letnia rencistka z Rosji przyjechała do miejscowości Homel, by odwiedzić groby bliskich. Dotarła do cmentarza, rozpoznała znajome ogrodzenie i zamierzała wejść do środka, gdy okazało się, że furtka jest nieco przyrdzewiała i nie chciała się dać otworzyć. Kobieta wyraźnie przeceniła swoje możliwości i nie doceniła swej wagi. Postanowiła przejść przez półtorametrowe ogrodzenie. Nie zniechęciły jej ostre zakończenia sterczące na całej długości ogrodzenia. Efekt – nadziała się na dwa ostre zakończenia. Przybyli na miejsce ratownicy musieli wyciąć część ogrodzenia - idiotkę razem z ogrodzeniem wpakowali do karetki i zawieźli do najbliższego szpitala. Na szczęście lekarze zdążyli na czas.
#8. Ząb głupoty.
40-letniego mężczyznę rozbolał ząb. Co znaczy ból zęba - wiedzą wszyscy, a kto nie wie, niech się cieszy. Sprawdzona taktyka: ketonal, nie przechodzi - do dentysty. Inny wariant: ibuprom, drugi ibuprom, płukanie jamy ustnej, do dentysty. Nasz bohater postanowił zmienić nieco kolejność. Przeczytał kiedyś gdzieś o ludowym sposobie płukania jamy ustnej octem. Zapomniał, że każdy przepis trzeba czytać uważnie i szczegółowo. Zamiast octu winnego lub jabłkowego, użył 70% esencji octowej. Gdy zaczęła go palić w ustach, przypadkowo ją połknął... Przed nominacją do Nagrody Darwina uratowała go błyskawiczna interwencja pogotowia i szpitalni chirurdzy.
#9. Wybuchowy balonik.
Kwiecień, 2010. Obwód swierdłowski. 26-letni głupek z niedużego uralskiego miasteczka mieszkał z babcią w dwupokojowym mieszkanku. Podczas gdy staruszka w sąsiednim pokoju oglądała sobie seriale, nasz idiota umierał wprost z nudów. Nagle jego wzrok przykuł balonik. Problem nudy sam się rozwiązał - chłopak postanowił puścić balonik z balkonu. Niestety nie miał helu pod ręką, jak zatem spowodować, by balonik pofrunął do góry? Chłopak postanowił skorzystać z takiego gazu, jaki miał w domu. Zdjął palnik z kuchenki gazowej, napełnił balonik gazem i zaniósł go na balkon. Przy wiązaniu balonika tasiemką wytworzyła się iskra. balonik eksplodował, wybijając szyby w oknach mieszkania. Staruszka najadła się strachu, a 26-letni fizyk-praktyk trafił do szpitala z poparzeniami twarzy i brzucha.
#10. Przepraszam, jak dolecieć do biblioteki?
Kwiecień, 2010. Kraj Stawropolski. Do skarbonki idiotów 2010 roku wrzucimy jeszcze pilota «kukuruźnika» ze Stawropola. Zadanie przed pilotem postawiono następujące: przelecieć z punktu А do punktu B, przy tym w trakcie przelotu obejrzeć pole z lotu ptaka. Z tym zadaniem pilot sobie nie poradził - zabłądził na niebie. Co robić? Naturalnie, spytać o drogę najbliższego napotkanego. Ale na niebie nie ma kogo pytać o drogę - nie leciał żaden samolot pasażerski ani nawet inny "kukuruźnik". Za to w dole słychać było przyjaźnie terkoczący traktor. Pilot postanowił zatem spytać o drogę traktorzystę. Przy czym zrobić to zamierzał, rzecz jasna, lecąc. Zniżając się do poziomu traktora, zahaczył o kabinę traktora i rozbił się na polu. Na szczęście ani traktorzysta, ani pilot nie zostali ranni.
Dobra, dobra. Chwila. Chcesz sobie skomentować lub ocenić komentujących?
Zaloguj się lub zarejestruj jako nieustraszony bojownik walczący z powagą